
Zaczął się kolejny rok szkolny. Jest radość Heli, spotkania z przyjaciółką, nowi znajomi, obowiązki. Jest gotowość Gucia, żeby coraz więcej brać na siebie. Krok po kroku, pomału, ale widzę jak szkoła jest coraz bardziej jego, a nie moja.
Jest też moje ogromne zmęczenie, mimo pomocy innych osób, trudno pogodzić różne zmiany (godziny) w szkole, różne budynki (ciasnota) troje dzieci i ich, i moje potrzeby.
Jest brak WIDZENIA dzieci przez dorosłych. Bo czy gdyby ktoś widział, na prawdę widział te rozbrykane dzieci, kazałby im siedzieć w tych ciasnych klasach, na twardych ławkach? Stawiał stopnie i wmawiał, że muszą się bardziej starać?
Starają się cały czas...potrzebują tylko wsparcia, nie narzucania sztywnych ram.
Nawet na dodatkowych zajęciach zabawowo-muzycznych dla Danusi, gdzie w teorii pani miała podążać za dziećmi, oczekiwano jednak (od 2 latki!!!), że ta się dostosuje ... Na szczęście tam byłam i obroniłam Dankę, stanęłam za JEJ tempem zbliżania się do nowej pani, nowych dzieci, w nowej sali... byłe gotowa dokładnie, kiedy zajęcia się skończyły, hahaha I co? Koniec świata? za tydzień może będzie gotowa w połowie, a może nie. Nie mam zgody na przyciskanie jej.
Ciekawe są też nowe przepisy o sklepikach... produkty bez cukru... te półki uginały się w zeszłym roku, a w tym? Ciekawa jestem czym się zapełnią?
5 komentarzy:
Witaj Kasiu!
W naszym sklepiku szkolnym podobnie - pustawo!
Ale można nabyć np. ciastka owsiane pieczone przez właścicieli sklepiku, owoce (np. figi widziałam ostatnio!), kukurydza gotowana, tosty pełnoziarniste zapiekane z serem i szynką - zamiast tych okropnych "pizzerek". I wreszcie moja Wiktoria zadowala się zabieranymi słodyczami domowej produkcjii - lepsz takie niż żadne;))Cudownie!
Pozdrawiam Was cieplutko - stała - cicha- czytelniczka!
Dagmara
uwielbiam absolutnie twoje wpisy od samego poczatku ale ostatnio to sie w nich zakochuje!:-)tyle w nich ciepla, spokoju, zrozumienia dla siebie i innych.Czasem z z zazdroscia je czytam bo ja nie potrafie znalesc ani tyle wewnetrznej sily ani spokoju
Fabma, dziekuje. Dobrze wiedziec ze dla kogos to ma sens.
ja czuję jak Fabma :)) żałuję, że nie mieszkacie w KRakowie :)
Mnie troche przeraza stan: jak nie ma cukru, to nie ma co podac.
I juz slysze tych nauczycieli: ze nic to nie da, bo dzieci z domu przyniosa, albo po drodze w markecie kupia.
A jest przeciez tyyyle mozliwosci, by w ramach lekcji/projektow/wspolnych przerw sniadaniowych w klasie z nauczycielem, ktory tez je zdrowe rzecz cos zrobic.
Nie lubie tego polskiego "niedasie".
arbuz
Prześlij komentarz