Uczę się. W bólach i męce. Czasem lekko i w lot. Uczę się bycia mamą. A najwięcej uczę się od innych mam. I nawet nie z tego co mówią, hahahaha, a z tego co robią. Czyli dokładnie tak jak dzieci uczą się od nas. I jeśli widzę mamę, która ma bezgraniczne zrozumienie i cierpliwość, to staram się (!) nie porównywać, tylko zrozumieć, podpatrzeć, brać. A jeśli widzę tę, która się potyka, to serce mi skacze: czad! Jej dziecko nie ma matki robota, a ja mogę liczyć na zrozumienie, kiedy to ja się potknę.
Uczę się już długo. Zastanawiam się, czemu to czasem idzie tak opornie...wkładam w to tyle pracy, tyle wysiłku, uwagi, uważności, i dzieci dają mi tyle wskazówek... A ciągle wychodzi ze mnie zbyt wiele słów, zbyt wiele krytyki, pospieszania, słownego poszturchiwania. W sumie uczę się częściej milczeć. A jak otwierać buzię to z empatią. Tak to można podsumować.
Ale czemu, kiedy biorę do rąk przeczytaną już książkę Jaspera Juula, to mogę ją czytać jak nową?
A już całkowicie tajemnicze, hahaha: czemu łatwiej mi to wszystko idzie, kiedy mam posprzątane w domu???? (Dzięki Tamara za wyjaśnienie tej kwestii - dotarło do mnie!)
Całe szczęście, że zapisałam się na malarstwo i przez dwie godziny w tygodniu, mogę się tym w ogóle nie zajmować.
Moja kuchenna żyrafa:)
3 komentarze:
"czemu łatwiej mi to wszystko idzie, kiedy mam posprzątane w domu"
teraz ja proszę o oświecenie:D
Oj Kasiu, jakże bliskie jest mi to co piszesz! Podsumowanie trafia w punkt! Ja całkiem niedawno to odkryłam.
No i też jestem baaardzo ciekawa jak to jest z tym sprzątaniem. Bo mam tak samo :)
ład to ład:)!
Prześlij komentarz