Zbierałam się do tego od pół roku, nawet próbowałam...ale jakoś krzyk Heli był silniejszy niż moja motywacja. A teraz się stało - pożegnałyśmy się z nocnymi karmieniami. Bez trudów. Bez rozpaczy. Hela pare razy kwęknęła, przytuliła do mnie, pokiziała (jak to ma w zwyczaju) po włosach i ...zasnęła.
Już czuję jak ciężko (mi) będzie całkowicie rozstać się za jakiś czas z karmieniem.
2 komentarze:
Trzymaj się dzielnie. Kiedyś w końcu musiał nadejść ten dzień. buziaki :)
ja Cię znów rozumiem. szczególnie teraz (patrz na mojego bloga).
a całkowite rozstanie?? ech....
Ty pierwsza! :-)
Prześlij komentarz