Wczoraj po bielańskim śpiewaniu kolęd spotkaliśmy się z Tomisiami:) i dopiero wieczorem zdałam sobie sprawę, że wszystkie zdjęcia zrobiłam ich aparatem.... (poproszę kilka!)
Samolotowy prezent zaowocował budową wielkiego lotniska z klocków i spaniem na jednym skrzydle;)
A rozmowy jakie przeprowadziłam wieczorem z Guciem utwierdziły mnie w niezwykłości jego przemyśleń... Mimo że było już dawno po rytualnym "dobranoc"...wciągnął mnie w rozmowy o wojnie, o śmierci, wręcz o "sensie życia". Już się nie dziwię, że ma obgryzione paznokcie. Przypomniało mi się jak sama wszystko mocno przeżywałam i mam nadzieję, że uda nam się go z tą jego wrażliwością jakoś ze światem oswoić.
3 komentarze:
Rosnie z Gucia chyba mały lotnik. :) buziaki
nie za wiele, ale coś zebrałam i wrzuciłam.
Przepiękne zdjęcia.
:)))
eeee.... w sensie te Wasze, a nie moje :DDD
Prześlij komentarz