2009-05-18

Burzowo, czyli złe dobrego początki....


Gucio ozdrowiał.
To widać i czuć. Całe przedpołudnie bawi się sam. Rycerze, samochody, książeczki...
Oczom nie możemy uwierzyć.
Do tego cały czas nawija...mamrocze, pokrzykuje...Np:
- Artur wyszedł z potyczki!
Jak wyszedł? Tego się nie dowiemy;)
- Mamo, ja idę do babci. Sam. Ty pójdziesz tam jak ja już iszłem?
Dopytał jeszcze ze staropolska i popędził do dziadków, którzy dziś niespodziewanie wrócili z Sokółki.

***

Za to wczorajsze rano... W i e l k a awantura, że nie pójdzie do kościoła. W końcu spakowany przez nas częściowo w pidżamie, poddał się tej torturze i potem... potem był zachwycony:)
Ze spotkania z Tosią. Z piórek aniołów lecących z nieba. Z karuzeli. Pysznego barowego obiadu. No i z lenistwa w Tarabuku. Ech. Słynne już te poranne guciowe burze. A Hela się uśmiecha, przygląda i ... ciekawe co będzie miała do powiedzenia jak podrośnie. Bo na razie chłonie.....

Brak komentarzy: