2008-09-11

Wirus (a miał być wernisaż)

Dziś był dzień na który dawno czekałam - wybieraliśmy się do Apteki Sztuki na wernisaż obrazów Iwony. Wybieraliśmy... bo w końcu dotarł sam Marcin i dzielnie nas reprezentował.




W tym czasie Gucio tworzył swoje własne obrazy. Póki miał siłę, bo w końcu padł. Złapał go niestety jakiś wirus i biedak ma straszny katar (krzyczał w nocy: "Mamo, pani doktor, ratuj!") i wymiotuje.


Spanie w pionie okazało się dla niego świetnym rozwiązaniem, bo umożliwia oddychanie.
A my?
Po raz kolejny przekonaliśmy się, że dziecko pomaga nabrać dystansu do własnych planów.

PS. Pocieszeniem, że nie było mnie tam, gdzie tak bardzo chciałam być, stała się przeżyta dzięki temu chwila. W czasie dobranocki Gucio oderwał wzrok od ekranu, spojrzał uważnie na mój brzuch, jakby nagle coś sobie przypomniał i - po raz pierwszy - zaczął go gładzić. Głaskał tak i głaskał, oglądając dalej bajkę, a ja się rozpływałam i rozpływałam. A Helcia oczywiście się obudziła i zaczęła swoje tańce.
Rodzeństwo:)

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

te choroby ...:(u nas tez sie cos zaczyna:( duzo zdrowia zyczymy dla Gucia, a obrazek rodzenstwa po prostu wzruszajacy/ewelina

Anonimowy pisze...

spłakałam się przy koncówce.. moze to przez ta późną godzinę.

ewa pisze...

Gucio bedzie dla Helenki wspaniałym starszym bratem :)

paulina ch. pisze...

Weszłam na Waszego bloga i...no cóż, można się rozpłynąć patrząc na to czekanie... chwile ..i wogole...genialnie!!!!
boże, jaki Gucio wielki..i taki siłacz:)
paulina ch.

jaaga pisze...

wiesz co jest na zdjęciu według Ebika? Tu Gucio a tu Helenka...Sorry Kasiu:)