2015-09-11

Szkoła

Od rana dziś krzyczała: "Mamo! Tylko się nie spóźniaj. Przyjdź po mnie!" "Czyli nie chcesz zostać na świetlicy?" "Nieee! Pani już (sic!) wczoraj nie krzyczała, ale nie chcę! Dobrze?"
Tak, oczywiście, że dobrze. Przecież nie zostawię jej na świetlicy, gdzie trzeba mieć nadzieję, że pani nie będzie dziś krzyczała... I nie zostawię jej na świetlicy gdzie jest tak ciasno, że dzieci są jedno koło drugiego, bez powietrza... bez jakiejś niezbędnej dla higieny psychicznej przestrzeni, nie mówiąc już o miejscu do zabawy. I nie, nie dziwię się paniom, że nie wyrabiają. Nie mam zgody, żeby się na moje dziecko darły, ale też widzę, że ci ludzie pracują w ciężkich warunkach... Bo mamy szkołę w trzech budynkach i na dwie zmiany... bo jest tyle dzieci... bo ta reforma dzieje się naszym kosztem. Kosztem dzieci, rodziców i nauczycieli. I nie wierzę, że nie będzie za to kiedyś rachunku.
Teraz biegam między budynkami, próbując zdążyć, bo cóż, że kiedy w jednym Hela zaczyna zajęcia, Gutek w innym kończy. I tego się fizycznie nie da pogodzić, no ale trzeba. A Danka sobie ze mną biega. Wrrrrr. Jestem mocno wkurzona i mocno wykończona.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Szkola na dwie zmiany? To jakis chory wymysl chyba jeszcze z PRL-u.

lolka