Dziś Gucio poszedł do przedszkola bardzo przejęty, ale bez łez. Za to ja tęskniłam i patrzyłam na zegarek. Trudno mi uwierzyć, że tak będzie już prawie codziennie.
A jednak, to co zobaczyliśmy, odbierając Gucia, wynagrodziło wszystko: Gucio wyszedł z sali bardzo ostrożnie niosąc w rękach swoje pierwsze przedszkolne DZIEŁA z plasteliny. Był tak przejęty jak nigdy. Wszystkim opowiadał co zrobił.
Potem było klasycznie: zupka i spanie.
-
Mamo, jest dzień, nie chce pać... mamoooo...u nas dzień. U Ani noc! (tzn. u cioci w Australii)
Maaamo....i już spał.

Kiedy się obudził, okazało się, że przez te dwa dni przedszkola JUŻ się zmienił. Biega szybciej. Mówi więcej. I krzyczy więcej:) I - trudno to jeszcze nazwać, ale inaczej reaguje, inaczej się bawi. Chętniej podchwytuje nowe zabawy, piosenki. Jest bardziej zdecydowany w tym co chce i w swojej chęci kontaktu z innymi. Myślę, że wiele dobrego się dla niego przez te przedszkolne 4,5 godziny dzieje.

A dla Was, Drodzy Czytelnicy zagadka: CO TO JEST? Podpowiem tylko, że to dwa niezależne przedmioty:)