Pogoda może nie udała się tak do końca, ale dzielnie to przetrwaliśmy paląc w piecu i przy okazji gotując na kuchni - były nawet podpłomyki i pieczone na fajerkach ziemniaki! No a przy okazji doświadczyliśmy jak to jest z dziećmi poza miastem...zapomniały o komputerze i komórkach, bawiły się, mało kłóciły świetnie spały...szkoda, ze ten stan się nie może utrzymać w domu...
Mieliśmy też bardzo miłe odwiedziny pewnych sąsiedzko blogowych chłopaków z rodzicami:)
coraz więcej pięknych piegów na kochanym nosie:)
3 komentarze:
uwielbiam takie wyprawy! :) ale akurat dzisiaj podczas kapieli znalazłam u obu chłopaków po kleszczu! chronicie się jakoś?
chronimy się myślą... no, latem pryskam ich czasem czyms anty, najchetniej czyms w miare naturalnym, lubia smarowanie olejkiem waniliowym anty komarowo... czyli ze kleszcze juz sa, hmmm, no to trzeba zacząć cowieczorne przeglady...
O łał, ale pięknie! Co za wyprawa, też tak chcmy :))))
Prześlij komentarz